AKTUALNOŚCI

AKTUALNOŚCI

W gorącym rytmie

O sambie (a jakże!), stereotypach i miłości do muzyki. Georges Gachot, reżyser filmu „O samba” w rozmowie z „Głosem Dwubrzeża” przyznaje, że są rytmy, które potrafią odmienić życie.

„Głos Dwubrzeża”: Podobno nie zakochał się Pan w sambie od pierwszego wejrzenia.

Georges Gachot: Samba potrafi być bardzo monotonna, ale główny bohater mojego filmu Martinho da Vila pokazał mi muzykę, dzięki której czuję ulgę i spokój. Samba jest jak katedra. Możesz na nią patrzeć z wielu stron, ale trzeba znaleźć odpowiedni punkt widzenia.

W „O sambie” ludzie często śpiewają o religijnym wymiarze tańca. Samba to religia?

Widzę w niej pokłady zakamuflowanej religijności. W Brazylii istniała wywodząca się z Afryki tradycja – zakazane w latach 20. i 30. procesje, które kończyły się rytmizowaną improwizacją. A jej brzmienie przypominało właśnie sambę. Wywodzi się ona poniekąd z afrykańskich wierzeń.

Przed dwoma tygodniami odbyła się brazylijska premiera „O samby”. Brazylijczycy zakochali się w filmie?

Odnieśliśmy wielki sukces dzięki temu, że sambę ukazaliśmy z innej, nietypowej perspektywy. Zaskoczyliśmy Brazylijczyków.

Co ich poruszyło?

Przekazałem moją ideę samby, a nie encyklopedię znanych tancerzy.

Film pokazuje przygotowania do parady, ale na końcu nie ma wielkiego show z typowymi obrazkami karnawału. Skupiamy uwagę na ludziach, którzy zbierają śmieci tuż za sambodromem.

Bardzo trudno było umieścić karnawał w filmie. Czułem, że to nie on powinien być kulminacją. Samba jest każdego dnia. Jest sposobem życia. Film zakończyłem obrazem samotnej kobiety tańczącej na ulicy. Muzyka pozwala zatracić się chociaż na chwilę.

Czy to zamierzona walka ze stereotypami?

Nie, zdecydowanie nie jestem misjonarzem sztuki. Chociaż po 10 latach nagrywania artystów, mam w domu niemal brazylijskie narodowe archiwum muzyczne.

Wczoraj, przed pokazem stwierdził Pan, że temat nowego filmu mógłby być związany z Polską. O czym by opowiadał?

Zawsze jestem bardzo związany z osobami, o których mówię. Gdybym znalazł charakterystycznego muzyka, który doprowadzi mnie do interesującego tematu, wziąłbym to pod uwagę. Byłem w Polsce w latach 80. ze szwajcarską organizacją humanitarną. Wczoraj przypominałem sobie tamte czasy. Dostrzegłem, jak bardzo zmienił się ten kraj. Ale coś czego nigdy nie zapomnę – tutejszej natury. Poruszył mnie obraz zielonych pól. To mógłby być początek filmu.  Jego tytuł brzmiałby „Zielony”.

Pański film zaprezentowano na Dwóch Brzegach w ramach sekcji Muzyka – moja miłość. Muzyka to miłość?

Zdecydowanie. Muzykę chłonę każdego dnia. Każdego dnia chcę być nią zadziwiony. Dzisiaj razem z córką idziemy na koncert młodego pianisty – Marcina Maseckiego. Może to będzie kolejne odkrycie.

Co po sambie?

To zabawne… Bardzo przywiązałem się do brazylijskiej muzyki i trudno mi ruszyć z miejsca, zacząć nowy projekt. Następny film, choć mam wątpliwości, chciałbym zrobić o muzyce indyjskiej.

Tak trudno zostawić sambę?

Mam zawsze pod ręką świetne nagrania, ale nie można ich słuchać w każdej chwili. Na sambę trzeba znaleźć odpowiedni moment. Olivia Hime, legendarna kompozytorka samby, powiedziała kiedyś, że jest czas na spanie, czas na pracę, czas na modlitwę i czas na sambę.

Rozmawiali: Beata Poprawa i Krystian Buczek, Głos Dwubrzeża

« »
© Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi Kazimierz Dolny Janowiec nad Wisłą
Projekt i realizacja: Tomasz Żewłakow