Nieco zapomniana cygańska poetka w ciągu zaledwie kilku miesięcy stała się bohaterką dwóch ważnych dzieł – książki oraz filmu. O dramatycznych losach Papuszy rozmawiamy z Angeliką Kuźniak, autorką publikacji łączącej biografię, reportaż i elementy beletrystyki.
„Głos Dwubrzeża”: Cygan czy Rom – którego określenia powinniśmy używać?
Angelika Kuźniak: Najlepiej po prostu zapytać, jak woli, żeby o nim mówiono. Ja piszę o Papuszy Cyganka, bo moja bohaterka, tak sobie życzyła. Poza tym wielu Cyganów nie akceptuje, gdy mówi się o nich Rom. Po prostu należy okazywać szacunek drugiemu człowiekowi i jego tradycji.
Cyganie są zamkniętą społecznością, która nie dopuszcza do siebie obcych?
Tak. Ja miałam szczęście, bo moim przewodnikiem po tym świecie był Andrzej Grzymała-Kazłowski, cyganolog, pomysłodawca Muzeum Kultury Romów. Opowiadał mi o tej kulturze i zapoznawał z kolejnymi Cyganami. Pytałam na przykład, jakie są ich obyczaje, kto komu pierwszy powinien podać rękę przy powitaniu
A co jest fascynującego w postaci Papuszy?
Papusza ma w sobie kontrast, który pociąga mnie w ludziach. Z jednej strony jest niezwykle krucha, a z drugiej ma w sobie wielką wewnętrzną siłę. Te tarcia wewnątrz osobowości często dają bardzo interesujący rezultat. Poza tym Papusza ma niezwykłą wrażliwość.
Jak można ją opisać?
To bardzo trudne. Wrażliwość Papuszy graniczy z nadwrażliwością, ale bohaterka mojej książki ma siłę, żeby nie popadać w ckliwość. Nie wylewa niepotrzebnych łez.
Zastanawiam się, czy uczestniczyła pani w pracach nad filmem Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego, który miał swoją premierę kilka miesięcy po ukazaniu się książki.
Rzeczywiście byłam konsultantką w czasie zdjęć. Myślę jednak, że nie należy przeceniać mojej roli, bo Joanna i Krzysztof byli znakomicie przygotowani. Choć, jeżeli chodzi o Papuszę, być może miałam trochę większą dokumentację niż oni, bo koncentrowałam się głównie na tej postaci, oni zaś musieli zająć się też wieloma innymi. Dzieliłam się swoją dokumentacją, nawet wystąpiłam w tym filmie. Pojawiam się na dwie sekundy w roli więźniarki. Pamiętam taki moment, kiedy próbowałam wdrapać się na pryczę, a z dołu spojrzała na mnie starsza kobieta. To była odpowiednio ucharakteryzowana Jowita Budnik, która grała Papuszę. Wtedy przeżyłam błysk, trwało to może sekundę. Prawie metafizyczne uczucie. A same zdjęcia były nudne, bo na planie głównie się czeka.
Jakie wrażenie zrobił już gotowy film?
Przez pierwsze dziesięć minut płakałam. Dawno nie zdarzyło mi się to w kinie. Chociaż książka i film to dwie osobne opowieści, Papusza Joanny i Krzysztofa jest też moją Papuszą.
Rozmawiał: Bartosz Marzec, Głos Dwubrzeża
« W gorącym rytmie Jak tu pięknie! »
ZNAJDŹ NAS