Lekcja Kina. Temat – muzyka. Prowadzący – Jan Kanty Pawluśkiewicz. Miejsce – Kino pod Srebrną Gwiazdą (wypełnione po brzegi). Styl – erudycja połączona z delikatną nonszalancją i wyrazistą anegdotą. Te hasła oddają klimat wczorajszego spotkania z wybitnym kompozytorem muzyki, nie tylko filmowej.
„Pierwszym moim filmowym zadaniem było napisanie numerów restauracyjnych” – opowiadał Jan Kanty Pawluśkiewicz. W namiocie słuchaliśmy piosenki z filmu „Wodzirej” Feliksa Falka z rytmicznym refrenem: Poruszajmy się z muzyką, trochę męską, trochę dziką, Erotiko, Erotiko! „To prawdziwa transcendencja, istny protest song, a na dodatek wybuchowa mieszanka na którą składa się: turecka zabawa, afro amerykańskie rytmy” – komentował po pokazie przywołanego fragmentu filmu. Po chwili dodał z uśmiechem, że popularny obecnie zespół „Weekend” przymierza się do adaptacji tej piosenki.
„Nie ma, co się czarować kino to ludowa rozrywka. Nie potrzebuje skomplikowanych partytur Gustava Mahlera czy Iannisa Xenakisa” – kontynuował kompozytor. „Muzyka filmowa jest tylko jednym z elementów składających się na film. Nie jest autonomicznym dziełem, ale częścią, która musi współgrać z obrazem i historią. To ona niesie przekaz, nadaje filmowi klimat, nasyca obraz emocjami. Kamera pokazuje to, co oczywiste, natomiast muzyka nadaje rzeczywistości filmowej nową linię, podsyca zawarte w przekazie sensy. Do „Pułkownika Kwiatkowskiego” Kazimierza Kutza nie mogłem przecież wprowadzić brzmienia orkiestry symfonicznej. Świat w tym filmie nie współgra z natchnioną frazą wiolonczeli czy fagotu. Najlepiej łączy się z tzw. blachą, czyli orkiestrą wojskową, gdzie słychać trąbki i bębny.”
Kiedy Grażyna Torbicka zadała pytanie o charakter współpracy reżysera z kompozytorem odpowiedział: „Bywa różnie. Z Tomaszem Zygadłą potrafiłem rozmawiać od siedmiu do dziewięciu godzin na temat filmu i muzyki, po czym mocno utrudniony wracałem do Krakowa. Współpraca z Kazimierzem Kutzem wyglądała inaczej. Pokazał mi kartkę na niej kilka kolorów – zielony, czerwony, niebieski i żółty. Każdy z nich odpowiadał zabarwieniu emocjonalnemu konkretnego tematu; zielony to kolor zimny, niebieski pogłębiony chłód, czerwony podszyty jest erotyką, a żółty to rozjaśnienie, uśmiech. W ten sposób po piętnastu minutach mieliśmy już wszystko załatwione”
Spotkanie zakończył pokaz fragmentu z filmu „Papusza” Joanny Kos Krauze i Krzysztofa Krauzego. Malarski kadr przedstawiający polanę przykrytą cienką warstwą śniegu, wydeptane ścieżki, przez które przetacza się tabor cygański rozbrzmiewają muzyką. To poemat symfoniczny „Harfy Papuszy” skomponowany przez Jana Kantego Pawluśkiewicza. Później słychać już tylko brawa.
Anna Galewska, Głos Dwubrzeża
« Kultura jest na widoku Kawiarenka internetowa »
ZNAJDŹ NAS