Włoska prasa twierdzi, że w Polsce odrodził się Dante. To za sprawą nowego filmu Lecha Majewskiego „Psie pole”, inspirowanego „Boską komedią”. O znaczeniu intuicji i swobodzie interpretacji reżyser rozmawia z „Głosem Dwubrzeża”.
„Głos Dwubrzeża”: Jaką rolę odgrywa intuicja w Pana twórczości?
Lech Majewski: Ogromną. Podstawową.
Na czym polega to zasadnicze znaczenie intuicji?
Filmy są w dużej mierze surowcem, powstają bez kontroli intelektu. To są wizje, pojawiają się samoistnie. Na przykład, scena orki w hipermarkecie. Byłem w tego rodzaju sklepie i po prostu zobaczyłem woły orzące to miejsce. Ta wizja była na tyle silna, że postanowiłem zawrzeć ją w filmie. Później okazało się, że nakręcenie tej krótkiej, trwającej zaledwie kilkanaście sekund sceny to była droga przez mękę.
Wspominana scena powstawała ponoć aż kilkanaście miesięcy, wliczając przerwy w pracach.
Tak. Nakręciłem ją mimo wszystko. Trudno w jej przypadku mówić o intelekcie albo o podstawach teoretycznych. Możemy teraz o niej rozmawiać i zastanawiać się, co oznacza.
Ja odczytałem scenę z wołami jako przedstawienie prawdziwego świata (hipermarket, w jakim się odbywa, nazywa się przecież Real). Zaś ludzie pracujący w tym świecie wykonują ciężką pracę, która jest częścią dantejskiego przedstawienia piekła.
I to jest dowód na to, że każdy może odczytywać tę scenę zupełnie inaczej. Właśnie to jest ciekawe, na tym polegają metafory – ludzie przypisują symbolom własne treści i często są to przekonujące interpretacje. Gdy zobaczyłem tę wizję, stwierdziłem, że jest wystarczająco silna i adekwatna do tego, co chcę przekazać w moim filmie. Poświęciłem mnóstwo czasu, żeby ją zrealizować. Teraz możemy o niej rozmawiać. A jak się Panu w ogóle oglądało ten film?
Jestem zachwycony zakończeniem. Początkowo odczytałem je jako triumf miłości – główni bohaterowie łączą się po śmierci w miłosnym uścisku i odpływają przez Styks z dantejskiego piekła, którym wg mnie jest w „Psim polu” świat. Potem znalazłem informację, że Styks znajduje się w opisie piątego kręgu piekła w „Boskiej komedii” i pomyślałem, że bohaterowie wcale nie płyną do lepszego świata, a do jeszcze gorszego. W tym kontekście zastanawiam się nad ostatnią sceną, w której woda zalewa ołtarz. Odniosłem wrażenie, że to wody Styksu zalewają katedrę.
To bardzo smutna interpretacja. Moja jest inna. Ja zgadzam się z włoskimi krytykami, którzy uważają, że ten film niesie pewne wyzwolenie, ducha i prawdę. Gołąb pojawiający się w filmie, symbolizuje oczyszczenie, a woda zalewająca katedrę nie jest wodą potopu. Niczego nie burzy, nie powala ludzi, nie topi ich, ani nie porywa. Osoby znajdujące się w katedrze są spokojne, żegnają się, a wlewająca się do świątyni woda zmienia się w spokojny strumień.
Gdy pytano Becketta o to, co symbolizują postaci „Czekając na Godota” odpowiadał, że gdyby wiedział, to by to opisał. Zdaje się, że taka postawa jest Panu bliska.
Tak, to jest mój ideał. Nie dyktuję interpretacji, nie głoszę ze skały, jak należy odczytywać mój film. Ja otwieram pewne pole – proszę usiąść, twórzmy razem.
Rozmawiał: Bartosz Marzec, Głos Dwubrzeża
« Kazimierska Konfraternia Sztuki Kultura jest na widoku »
ZNAJDŹ NAS