Tegoroczny bohater cyklu „I Bóg stworzył aktora” ma podobno najbardziej niepokojące niebieskie oczy w polskim kinie. Oczy, które są zwierciadłem duszy, człowieka i artysty.
Na Andrzeju Chyrze robili wrażenie aktorzy grający typy spod ciemnej gwiazdy (i często nimi będący), ale jednocześnie pełni uroku. Aktorzy kochający wino, kobiety i śpiew. To na podstawie ich ról zbudował swój aktorski wizerunek. Nie zobaczymy go w komercyjnych hitach ani reklamach. Tam takie emploi nie pasuje. Prędzej można wyszukać jego nazwisko na plakacie reklamowym opery. To w tej dziedzinie sztuki sprawdził się jako reżyser, adaptując „Graczy” Dymitra Szostakowicza. Nie interesuje go granie dla pieniędzy, bo nie uzależnił się od luksusu. „Można żyć bez niego” – mówi. Jest typem aktora, który należy już do rzadkości: świadomego siebie i swojej pracy, poszukującego wyzwań, dążącego do samorozwoju. Nowe propozycje wciąż wywołują w nim podniecenie. Pod tym kątem niewiele zmieniło się od 1993 roku, kiedy dostał rolę w „Kolejności uczuć” Piwowarskiego. Był to jego debiut na dużym ekranie.
Pracował też w telewizji i jako PR-owiec, ale przede wszystkim dużo grał. I to u takich tuzów, jak Kieślowski, Kolski czy Kutz. Jednak dopiero spotkanie z Krzysztofem Krauze wywróciło jego życie do góry nogami. Za rolę Gerarda Nowaka w „Długu” z 1999 roku został uhonorowany Orłem i indywidualną nagrodą aktorską w Gdyni. Mimo licznych propozycji obsadowych, nie popłynął z prądem. Wciąż lubi wyzwania, które umożliwiają mu zbadanie granic własnej emocjonalności i ekspresji, a także ich swobodne przekroczenie. Nie wierzy, że można ryzykować życie prywatne dla zawodowego. „Wszystko, co jest potrzebne, już jest w nas. Trzeba tylko się do tego arsenału dobrać” – mówi zapytany o to, czy role, które bierze, narażają go jako człowieka. A takie właśnie można odnieść wrażenie, oglądając jego kreacje w spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego. To dzięki nim może dotrzeć w sobie do takich sfer, których zazwyczaj się nie dotyka. Ale najdalej w kwestii ukazywania intymności zaszedł w „Sponsoringu” Szumowskiej.
Nie lubi odreagowywać pracy alkoholem. Uważa, że tradycja narodowo-szlachecka czyni z Polaków alkoholików. Jej zgubną ciągłość wykazał, wcielając się w Adasia Miauczyńskiego we „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”: intelektualistę, który pije, bo pili jego ojciec i dziad. Z tradycji wyłamał się także w wieku ośmiu lat, kiedy odmówił chodzenia na katechezę. Ta wydawała mu się farsą. Chociaż deklaruje się jako ateista, zmierzył się z rolą homoseksualnego księdza we „W imię…” Szumowskiej. Dzięki temu filmowi odkrył, jak samotni czują się księża, mimo że otaczają ich tłumy wiernych. Doskonale wygrał ten dramat samotności.
Po premierze filmu nawet ojciec Adolf zapytał go o to, dlaczego zawsze wybiera trudne role. Adolf Chyra miał zresztą największy wpływ na życie syna. Urodzony lider, człowiek konkretny, aktywny, niezwykle odpowiedzialny. W artykułach na temat Chyry-aktora wiele z tych epitetów powraca. Symboliczne spotkanie pomiędzy nimi miało miejsce w kinie w 2006 roku, kiedy Andrzej zagrał Wałęsę w nowelowym „Strajku” Schlöndorffa. Adolf, mimo partyjnej przeszłości, miał silne związki z „Solidarnością”. Nic dziwnego, że dziś jest dumny z syna, chociaż początkowo nie akceptował wybranego przezeń zawodu.
Artur Zaborski | stopklatka.pl
Bilet na Księżyc
reż. Jacek Bromski | PL | 2013 | 120 min więcej...
Dług
reż. Krzysztof Krauze | PL | 1999 | 98 min więcej...
Sponsoring
reż. Małgorzata Szumowska | FR, PL, DE | 2011 | 99 min więcej...
TEATR TV | Burza
reż. Krzysztof Warlikowski, PL | 2009 | 134 min więcej...
ZNAJDŹ NAS