AKTUALNOŚCI

AKTUALNOŚCI

Kazimierz zaklęty w szczególe

Wybitna reportażystka, nauczycielka Mariusza Szczygła, Wojciecha Tochmana, Jacka Hugo-Badera i wielu, wielu innych. O wadze szczegółu w reportażu, najnowszej książce o Polesiu i fascynującej postaci Louise Arner Boyd opowiada w rozmowie z „Głosem Dwubrzeża” Małgorzata Szejnert.

„Głos Dwubrzeża”: Podkreślała Pani wielokrotnie, że szczegół jest rusztowaniem dla pamięci, to on niesie tekst. Jakim szczegółem opisałaby Pani Kazimierz?

Małgorzata Szejnert: Nie można opisać Kazimierza za pomocą jednego szczegółu. Na ogół opisujemy sytuacje albo bohaterów rozmaitymi szczegółami. Czasem trzeba bardzo wiele ich namnożyć. Na opis Kazimierza mogą się składać kamienice Mikołaja i Krzysztofa Przybyłów, kamienica Celejowska, cudowne wąwozy i piękny brzeg wiślany. Ale można go też opisać inaczej, fatalną architekturą przy ulicy Krakowskiej, tłumem na rynku, który czasami jest tak wielki, że nie można się przez niego przedrzeć. Literaturą, która wokół Kazimierza nagromadziła się przez lata, której patronuje Maria Kuncewiczowa. Kazimierz to również obrazy Jacka Sempolińskiego przedstawiające Wisłę. Z drugiej strony to całe mnóstwo badziewia pamiątkarskiego, które się tutaj panoszy w potworny sposób. I płótna, którym daleko do malarstwa, są co najwyżej niedzielnym produktem do sprzedania. Kazimierz nie ma jednego oblicza, ma ich wiele. Może te kontrowersje są stymulujące, musi być łyżka dziegciu w beczce miodu.

Znalazła Pani swoją przystań w Mięćmierzu wiele lat temu. Jaką energią przyciągnęło Panią to miejsce?

Ono mnie przyciągnęło brakiem energii, absolutnym spokojem. To było w 1962 roku, strasznie dawno. Mięćmierz był wtedy wioską rybacką, bardzo biedną. W tym czasie wszyscy tam zaczęli wyprzedawać ziemię, a to z biedy, a to ze starości, trochę z braku perspektyw. Wtedy jeszcze nie było żadnych możliwości, ani jednego gospodarstwa turystycznego. Znalazłam tu spokój, ale oczywiście spokój daje energię.

Wiem, że pracuje Pani nad nową książką. Czego będzie dotyczyć?

Polesia Białoruskiego.

Dlaczego zdecydowała się Pani pisać o tym miejscu?

Zainteresowało mnie, zawsze wybieram taki temat, który mnie zaciekawia. Na pewno miał na to wpływ Ryszard Kapuściński ze swoim Pińskiem, miały na to wpływ również fotografie Louise Arner Boyd. To Amerykanka, która w 1934 roku pojechała na Polesie, a później opublikowała w National Geographic album z podróży po Polsce. Poza tym była niezwykle ciekawą osobą. Właściwie to chyba ona wpłynęła na to, że zaczęłam myśleć o Polesiu jako miejscu, do którego trafili niezwykli bohaterowie.

Czym Panią uwiodła jej postać?

Była niezwykle bogata, odziedziczyła ogromną kalifornijską fortunę i bardzo wcześnie została całkowicie osierocona, w związku z tym mogła robić z tymi pieniędzmi absolutnie wszystko, co chciała. A chciała rozmaitych rzeczy. Kiedy Roald Amundsen zaginął, wynajęła statek po to, żeby go odnaleźć. Oczywiście ta wyprawa, jak wiemy, nie odniosła sukcesu, ale to świadczy o jej niesamowitym impecie, odwadze. To wszystko działo się bardzo dawno, a ona była przecież kobietą. I to jaką! Była wysportowana, silna i miała niezwykły talent fotograficzny. Przy tym była bogatą damą, która błyszczała na salonach. Przyjmował ją nawet król angielski. Widzimy fotografię przedstawiające ją w pięknej toalecie, a później oglądamy zdjęcia, na których Louise stoi w objęciach białego niedźwiedzia, którego zastrzeliła. Niedźwiedź wisi na haku, łapy ma oparte na jej ramionach, a ona pozuje na jego tle w pięknym, czarnym futrze z foki. Louise Boyd była ponętna jako bohaterka, pełna sprzeczności.

Dlaczego Polesie było dla niej tak fascynujące?

Dla Amerykanki obraz ludzi mieszkających na błotach w kurnych chatach, którzy chodzą w łapciach i jednocześnie robią wrażenie bardzo szczęśliwych był naprawdę niezwykły. Sfotografowała na przykład bochen chleba, na którym jest odbity liść kapusty. I trzymają ten bochenek chleba spracowane ręce, on jest odwrócony do góry dnem, a na wierzchu widać żyłki tego liścia. Zastanawiam się, co to są za ręce, bo są tak spracowane, że nie wiadomo, czy chleb trzyma kobieta, czy mężczyzna.  

Pochyla się Pani nad historią o odległym Polesiu, myślała Pani o tym, aby napisać reportaż o Kazimierzu?

Odrzucam coś takiego, dlatego że ja nigdy nie piszę o miejscach znajomych. Wychowałam się w Białej Podlaskiej i nigdy reportażu o tym miejscu nie zrobiłam.

Rozmawiała: Anna Galewska, Głos Dwubrzeża

« »
© Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi Kazimierz Dolny Janowiec nad Wisłą
Projekt i realizacja: Tomasz Żewłakow